8.14.2023

Deficyt zaufania. Stosunki polsko-niemieckie a wojna w Ukrainie

Deficyt zaufania. Stosunki polsko-niemieckie a wojna w Ukrainie 
Dialog. Magazyn polsko-niemiecki nr 143/2023 s. 38-41

https://www.dialogmagazin.eu/ausgabendetails/nr-143.html

Eugeniusz Smolar

Deficyt zaufania.
Stosunki polsko-niemieckie a wojna w Ukrainie

 

Niemcy z Zeitenwende przechodzą przez trudny okres dostosowywania się do nowej rzeczywistości. W tym procesie każdy rząd w Warszawie powinien być konstruktywnym partnerem Niemiec a nie szydercą, deklamującym poczucie moralnej wyższości, wynikającej z tego, że to my mieliśmy rację w ocenie Rosji. Wspólnie winniśmy skupić się nad budowaniem podstaw pod wspólną, służącą całej Unii Europejskiej politykę. 

 

Podczas minionych dekad angażowałem się w liczne inicjatywy służące i pojednaniu, i zacieśnianiu stosunków polsko-niemieckich. Podczas seminariów i konferencji eksperckich, często z udziałem dyplomatów i polityków, stopniowo zbliżaliśmy się do siebie w ocenie polityki Rosji. Z czasem stało się jasne, że choć w sferze analizy byliśmy sobie coraz bliżsi, nie miało to wpływu na prowadzoną w Berlinie politykę, np. w kwestii budowy Nord Stream 2. Mogliśmy z tym żyć, gdyż Polska dynamicznie się rozwijała, także dzięki pogłębianej współpracy gospodarczej, a samorządy lepiej się poznawały realizując wspólne projekty. Wojna w Ukrainie skłania jednak do krytycznej oceny prowadzonych polityk i ich konsekwencji dla obu krajów oraz dla integracji europejskiej.

Agresja Rosji na Ukrainę, kryzys energetyczny, wysoka inflacja a wcześniej pandemia stały się swoistym stress-testem dla Unii Europejskiej, który wspólnota zdała w znacznie lepiej niż się obawiano. Zadaniem naczelnym Unii stało się przeciwstawienie się rewanżystowskiej Rosji, pomoc Ukrainie oraz umocnienie odporności gospodarek i społeczeństw. Po raz kolejny sytuacja dowiodła, że niezbędnym źródłem skuteczności działania jest jedność w ramach NATO i Unii Europejskiej.

Jedność europejska jest jednak podmywana przez brak zaufania, dramatycznie pogłębiony wojną oraz polityki państw członkowskich, które pożądanej jedności nie służą.

Polska PiS przeciwko pogłębionej integracji

Od 2015 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości (PiS) pod hasłami suwerenności sprzeciwia się pogłębianiu integracji europejskiej. Swoim znakiem rozpoznawczym, podobnie jak w latach 2005-2007, uczyniły wrogość wobec Niemiec. Odwołuje się w tym głównie do pamięci o II wojnie światowej, odmowy wypłacenia reparacji i do współpracy niemiecko-rosyjskiej. PiS przypisuje Niemcom intencje hegemonistycznych w Europie, które rzekomo mają ograniczać możliwość szybszego rozwoju gospodarczego praz osiągnięcia przez Polskę większych wpływów w Unii.

Rząd Kaczyńskiego kieruje się absurdalnie nierealistycznym przekonaniem, że osłabianie pozycji Niemiec umocni rolę Polski. Nierealistycznym, także i dlatego, że praktycznie wszystkie państwa w regionie, także i Ukraina, bardziej dyskretne w krytyce polityki Berlina, dystansują się jednocześnie od antyeuropejskiej i antyniemieckiej postawy PiS-u.

Konflikt Komisji, Parlamentu Europejskiego i ogromnej większości państw członkowskich z rządem w Warszawie wynika z ich przeświadczenia, że dokonując zamachu na niezawisłość sędziowską oraz na wolne media, kolonizując instytucje publiczne, „Zjednoczona Prawica” Jarosława Kaczyńskiego realizuje projekt polityczny groźny dla spójności Unii Europejskiej. Polityka PiS jest z gruntu niezgodna z zasadami Unii Europejskiej oraz z konstytucyjnymi podstawami demokratycznej umowy społecznej w samej Polsce.

Werdykty Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w następstwie których Polska zapłaciła już ponad pół miliarda euro kar, pogłębia wrogość polskich populistów do UE. Poza ogólnymi wezwaniami o zwiększenie uprawnień państw narodowych kosztem Komisji Europejskiej, fakty dowodzą, że rząd Kaczyńskiego negocjuje, jak to czynią wszyscy inni, inicjatywy legislacyjne w Radzie Unii Europejskiej, a ostatecznie przedstawione dyrektywy czy rozporządzenia akceptuje w parlamencie w Warszawie. Ani razu nie skorzystał z istniejących w traktatach możliwości odesłania nowego prawa unijnego do ponownego rozpatrzenia przez Komisję w ramach tak zwanej Żółtej czy Pomarańczowej Kartki. Musiałby w tym celu budować koalicję z innymi rządami.

 Rzeczywistą więc intencją Kaczyńskiego jest nie tyle zwiększenie suwerenności Polski, która niczym nie jest zagrożona, lecz zwiększenie suwerenności PiS w Polsce i możliwości zmonopolizowania życia publicznego dla zapewnienia swojej władzy w przyszłości.

 Pomoc wojskowa dla Ukrainy i pomoc humanitarna udzielona uchodźców ukraińskich przez dziesiątki tysięcy polskich rodzin, spotkała się z szerokim uznaniem.  Lecz nie zmieniło to, że rząd polski z własnej woli znajduje się na obrzeżach unijnych procesów decyzyjnych.

 Klęska niemieckiej polityki wobec Rosji

Przez lata Niemcy były postrzegane jako źródło stabilizacji i przewidywalności, czego w latach 2005-2021 symbolem stała się Angela Merkel. Owa stabilizacja z czasem zaczęła urastać do licznych, niebezpiecznych zaniechań, toteż jej rządy poddane zostały i w samych Niemczech rosnącej krytyce. Do poważnego spadku autorytetu Niemiec w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej doszło jednak w następstwie agresji Rosji na Ukrainę:

Pierwszy powód wynika z przemyślenia konsekwencji polityki „zbliżenia poprzez współpracę” z Rosją, czego szczególnie ważnym aspektem stała się budowa gazociągu Nord Stream 2. Drugi związany jest z wielkością oraz charakterem pomocy dla broniącej się Ukrainy.

Do 2022 roku kolejne rządy koalicyjne i osobiście kanclerz Angela Merkel, w zasadzie niemal cała elita polityczna i gospodarcza, nawet po aneksji Krymu oraz rozpętaniu wojny na wschodzie Ukrainy w 2014 roku, obstawali przy budowie Nord Stream 2, odmawiając uznania, że Rosja zdobywa potężne narzędzie wywierania presji na Unię a i że same Niemcy mogą paść ofiarą szantażu energetycznego. 

Odrzucano w Berlinie nie tylko polskie argumenty, że można rozbudować o kolejne nitki gazociąg Jamał, negocjować ceny tranzytu. Byłoby to z pewnością lepsze rozwiązanie z punktu widzenia bezpieczeństwa przesyłu oraz potencjalnego zagrożenia dla środowiska naturalnego niż ułożenie rur na dnie płytkiego Bałtyku.

Publiczne ogłoszenie przez czołowych polityków klęski polityki Wandel durch Annäherung oraz wspierania do ostatniej chwili budowy gazociągu Nord Stream nastąpiło nie w wyniku krytycznej analizy własnej. Zmiana była skutkiem zderzenia się z szokującymi realiami agresji rosyjskiej, w tym ze zbrodniami na ludności cywilnej. W konsekwencji, Ukraińcy płacą za tą politykę zbliżenia z Rosja teraz krwią, cała Europa poczuciem zachwianego bezpieczeństwa i kryzysem energetycznym, a liczne państwa na świecie perspektywą głodu.

Prezydent Frank-Walter Steinmeier postanowił zerwać ze swoim i SPD poparciem dla Nord Stream 2, przyznając: „Teraz nie tylko padł ten wielomiliardowy projekt, ale nasze postępowanie spowodowało również utratę wiarygodności u naszych wschodnioeuropejskich partnerów".

(Interview by President Frank-Walter Steinmeier to Der Spiegel. 12.04.2022 https://www.spiegel.de/international/germany/german-president-steinmeier-on-the-war-in-ukraine-i-still-hoped-that-putin-possessed-a-remnant-of-rationality-a-e82932e0-ba1f-47ca-a65c-b8cd08a99f99

 “That was a mistake, clearly. For a long time, I quieted my concerns with the fact that plans for the pipeline were laid before 2014, and my focus was on dialogue. Now, not only has a multibillion-euro project failed, but our behavior has also resulted in a loss of credibility with our Eastern European partners. That hurts.”)

Te prawdziwe słowa nie zmieniają faktu, że niemieckie rządy, partie polityczne i biznes przez lata działały w wąskim niemieckim interesie, pomijając polskie (i nie tylko polskie) interesy i poczucie zagrożenia – w końcu sojuszników w NATO i w Unii Europejskiej. Ułatwiły jednocześnie Rosji przygotowanie i finansowanie jej agresywnych planów, także kontynuując „dialog”, pozbawiony oznak jakiegokolwiek weryfikowalnego postępu.

Dopiero wojna Rosji z Ukrainą w lutym 2022 roku zmieniła wszystko, wymusiła obudzenie się Niemców z drzemki. Z uznaniem przyjęliśmy, także i w Polsce, Zeitenwende kanclerza Scholza, zapowiedź fundamentalnego, opartego na realizmie, zwrotu w stosunkach z Moskwą, zwiększenia nakładów na obronność oraz pomocy Ukrainie. Doceniamy też, że Berlin poparł politycznie i finansowo zaangażowanie UE w pomoc dla Ukrainy, także dostawami broni.

Jak konsekwentne są Niemcy w solidarności z Ukrainą?

Pozostają jednak wątpliwości co do determinacji elit i niemieckiej opinii publicznej. Wynikają one z trzech rzeczy: niestabilnej większości opowiadającej się za pomocą wojskową dla Ukrainy; oceny procesu udzielania pomocy oraz uzasadnień politycznych towarzyszących polityce.

Sondaże dowodzą głębokich podziałów w społeczeństwie niemieckim – z jednej strony wsparcia dla udzielania pomocy humanitarnej i finansowej, a z drugiej wstrzymywania się z dostarczaniem ciężkiej broni.

Szeroko opisywany oraz krytykowany był, także w Niemczech, zakres pomocy wojskowej udzielanej Ukrainie – ociąganie się kanclerza („Scholzing”) nie tylko ze względu na podziały wśród niemieckiej opinii publicznej i konieczności jej przekonania do nowego podejścia, ale wyraźne oglądanie się na innych, szczególnie, ale nie tylko na Waszyngton. Wszystko to robiło wrażenie podejmowania decyzji nie samodzielnie, w duchu Zeitenwende, lecz pod presją, także płynącą z wewnątrz rządu koalicyjnego.

Podczas wizyty w Kijowie 3 kwietnia 2023 r. wicekanclerz Robert Habeck (Zieloni) nie tylko przeprosił za długie wahanie niemieckiego rządu w kwestii wsparcia Ukrainy, ale i dał wyraz istniejącym podziałom: „Prawdopodobnie nie wszyscy niemieccy politycy zgodziliby się ze mną, ale jest mi bardzo wstyd, że to wszystko stało się o wiele za późno[1].”

Faktem jest, że Niemcy doszlusowały do grona trzech największych donorów pomocy finansowej, humanitarnej i wojskowej dla Ukrainy. Niepewność jednak pozostaje, tym bardziej, jeśli zwrócimy uwagę na polityczne argumenty kanclerza Scholza, które mają wyjaśniać ostrożność w pomocy Ukrainie[2]: „Nasz kraj ponosi odpowiedzialność za pokój i bezpieczeństwo w całej Europie. (...) Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji wojskowej między NATO a wysoko uzbrojonym supermocarstwem, takim jak Rosja, mocarstwem nuklearnym. Robię wszystko, co mogę, aby zapobiec eskalacji, która doprowadziłaby do trzeciej wojny światowej. Nie może dojść do wojny nuklearnej.”

Można by uznać, że są to odpowiedzialne słowa męża stanu, gdyby nie to, że kanclerz musiał doskonale zdawać sobie sprawę, iż tylko Putin mógłby dążyć do eskalacji konfliktu.  A zatem, w konsekwencji, zapobiec takowej eskalacji można powstrzymując się przed udzieleniem Ukraińcom pomocy w skali, która mogłaby prowadzić do ich zwycięstwa na froncie, najwyraźniej, zdaniem Scholza, niebezpiecznego dla pokoju w całej Europie…

Polska i państwa bałtyckie stały się krajami przyfrontowymi, toteż zastanawiając się nad wnioskami płynącymi z tych słów zadaję prawdziwie dramatyczne pytanie: Czy możemy ufać, że gdybyśmy zostali zaatakowani przez Rosję nasi niemieccy sojusznicy w NATO i w UE przyjdą nam z pomocą w potrzebie, udzielając wsparcia, co najmniej w postaci dostaw broni i amunicji? Bezwarunkowo i bezzwłocznie, byśmy i my nie usłyszeli, że Niemcy się przed tym powstrzymają, gdyż „kraj ponosi odpowiedzialność za pokój i bezpieczeństwo w całej Europie".

W warunkach wojny w Ukrainie i zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa, odrzucam sugestię, że to właśnie Niemcy mają ponosić jakąś szczególną odpowiedzialność „za pokój i bezpieczeństwo w całej Europie”, rozumiem, że w duchu odpowiedzialności za winy niemieckiego imperializmu z przeszłości. Odpowiedział na to celnie historyk amerykański Timothy Snyder[3]: „Jeśli Ukraina przegra tę wojnę, to być może dlatego, że inni wykorzystali złą historię, by dać sobie złe powody do marnowania czasu w tygodniach, które zdefiniują nadchodzące dekady”.

 

Liczni politycy niemieccy stwierdzali po wybuchu wojny, że polityka wobec Rosji była błędna i że Niemcy powinni byli brać pod uwagę opinie Polaków i innych sojuszników na wschodzie. Także i prezydent Emmanuel Macron powiedział: „Musimy nauczyć się ich słuchać”.

 

Zatrzymajmy się przez chwilę na tych słowach: czy doprawdy trzeba było „nauczyciela” Putina, krwi Ukraińców i zniszczenia ich kraju, by liderzy Niemiec i Francji kierowali się czymś więcej niż własnymi przekonaniami, wzmocnionymi przez własne interesy gospodarcze?

 

Trudna odbudowa zaufania

 

Trudno obecnie oczekiwać, by Niemcy stały się gwarantem bezpieczeństwa europejskiego, ponieważ nie posiadają ani politycznej woli zaangażowania, ani odpowiednich zdolności wojskowych. Gwarantem takowym nie stanie się także Francja, nawet z jej atomowym force de frappe. Panuje szkodliwa, pogłębiająca dezorientację i niepewność, kakofonia deklaracji o znaczeniu NATO, Unii Europejskiej, sojuszu z USA, konieczności udzielania skutecznej pomocy Ukrainie, by była w stanie się obronić z jednoczesnym, według Macrona, uniknięciem „zmiażdżenia Rosji” i jej „poniżenia”, także udzieleniem Moskwie (a nie zaatakowanej Ukrainie) „gwarancji bezpieczeństwa”…

Dla pomyślności projektu europejskiego nic nie zastąpi roli Niemiec i Francji. Niemniej, nic bardziej szkodliwego dla przyszłej integracji jest takie działanie Niemiec i Francji, które dopiero pod wpływem rosyjskiej pałki dochodzą do wniosku, że muszą się uczyć „słuchać innych”.

Mówiąc dobitnie: jeśli czegoś oczekuję, to w interesie naszej wspólnej przyszłości odbudowania przez Niemcy zaufania do siebie nie w kategoriach ich wyjątkowości, lecz współpracy w duchu sojuszniczej lojalności, to jest brania pod uwagę wrażliwości, obaw, nadziei oraz interesów innych.

 

W obecnej, wojennej sytuacji odbudowane wzajemne zaufanie stanowić będzie zasadniczą podstawę udzielania Ukrainie skutecznej pomocy, zablokowania imperialistycznych celów Rosji, oraz wspólnego zastanowienia się nad dalszym pogłębianiem integracji europejskiej. Projekt europejski był w przeszłości i pozostanie procesem negocjowania interesów i uzgadniania wspólnych celów. Brak zaufania i wzajemne podejrzewanie się o realizowanie nie do końca wyjaśnionych celów tej integracji nie służy, wręcz potęguje tendencje dezintegracyjne w Unii. Jak na przykład zgłaszane przez Francję i Niemcy nierealistyczne obecnie propozycje wprowadzenia głosowania większościowego w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Niemcy mają dobre powody, by nie mieć zaufania do obecnego suwerenistycznego i otwarcie antyniemieckiego rządu w Warszawie. Należy jednak zwrócić uwagę, że naruszenie zaufania w Polsce do Niemiec wynika z przekonania, bynajmniej nie ograniczonego do środowisk nacjonalistyczno-suwerenistycznych, że wcześniej realizowane polityki kolejnych rządów w Berlinie odbywały się z pomijaniem interesów oraz wrażliwości Polaków i innych sojuszników na wschodzie kontynentu. Ugrupowania liberalne czy lewicowe w Polsce milczą, nie chcąc ustawiać się obok Kaczyńskiego w jego wrogości wobec Niemiec i UE. Niemniej, europejska polityka Niemiec także wśród nich jest krytycznie analizowana. 

Mój poprzedni artykuł dla Magazynu DIALOG w 2020 roku zakończyłem stwierdzeniem[4]: Żadne z państw członkowskich nie będzie w stanie samodzielnie uporać się z obecnymi kryzysami i z konkurencyjnością na globalnych rynkach. W tym sensie Unia jest rzeczywiście wspólnotą przeznaczenia.”

Jest oczywistym, że Unia Europejska ma odrębne interesy – gospodarcze, polityczne czy w dziedzinie bezpieczeństwa. Imperialistyczna, kolonialna wojna Rosji z Ukrainą, także konflikt z Chinami, sprawiają, że winniśmy oczekiwać od naszych partnerów i sojuszników w Berlinie i gdzie indziej w Europie zachodniej uznania, że Unia Europejska, by odgrywać większą rolę na scenie światowej, winna stać się również wspólnotą ryzyka wobec Rosji, Chin, ale również wobec USA, jeśli do władzy powróci Donald Trump lub ktoś inny jemu podobny. 

Nie będzie to łatwe, gdyż interesy narodowe, obawy i brak zaufania przeważają obecnie nad nadziejami i gotowością zaangażowania wspólnotowej woli politycznej dla osiągnięcia wspólnych celów. Niemcy z Zeitenwende przechodzą przez trudny okres dostosowywania się do nowej rzeczywistości. W tym procesie, w interesie całej Unii Europejskiej, też i Polski, każdy rząd w Warszawie powinien być konstruktywnym partnerem Niemiec a nie szydercą, deklamującym poczucie moralnej wyższości, wynikającej z tego, że to my mieliśmy rację w ocenie Rosji. Wspólnie winniśmy skupić się w nowych warunkach nad budowaniem podstaw pod przyszłą wspólną, służącą całej Unii Europejskiej politykę.



[3] Timothy Snyder, “If Ukraine loses this war, it might well be because others used bad history to give themselves bad reasons to waste time during the weeks that will define the decades to come.”

Twitter, 9.06.2021 https://twitter.com/timothydsnyder/status/1534923700486782976

[4] Nie pomagajmy populistom, Helfen wir bloß nicht den Populisten!, Dialog nr 120/2020]

Ein Mangel an Vertrauen. Das deutsch-polnische Verhältnis und der Ukrainekrieg

Eugeniusz Smolar

Mangel an Vertrauen: Das deutsch-polnische Verhältnis und der Ukrainekrieg

Dialog. Deutsch-Polnisches Magazin s. 35-37.

https://www.dialogmagazin.eu/ausgabendetails/nr-143.html



 

Polska osamotniona. Nikt nie chce PiS w Europie

Eugeniusz Smolar

Polska osamotniona.

Nikt nie chce więcej PiS w Europie

Gazeta Wyborcza 10.08.2023

https://wyborcza.pl/7,75968,30059876,polska-osamotniona-nikt-nie-chce-wiecej-pis-w-europie.html

Rządzący chełpliwie głoszą, że wyrastamy na europejską potęgę, ale w rzeczywistości polityka obecnej władzy owocuje izolacją Polski. Nikt z nami niczego nie konsultuje, przedstawiciele Warszawy nie są zapraszani na ważne spotkania.

 Po wybuchu wojny w Ukrainie znaczenie Polski bez wątpienia wzrosło, głównie w następstwie dostaw broni i innej pomocy oraz w konsekwencji faktu, że Polska stała się centrum logistycznym transportu do Ukrainy, a także masowo przyjęła uchodźców. Zapowiedziany wzrost budżetu obronnego do 4 proc. PKB i zakupy broni w ciągu kilku lat uczynią z frontowej Polski silnego aktora w europejskiej polityce bezpieczeństwa.

PiS-entuzjaści tworzą miraże przyszłego znaczenia kraju jako mającego rozdawać geopolityczne karty, zastępując Berlin, Paryż i Brukselę. Zamiast budować wspólny front z Niemcami i Francuzami, wykorzystując ogromne zbliżenie się ich polityki do polskiej, i w ocenie Rosji, i konieczności pomocy Ukrainie, PiS forsuje antyteutońskie i antyunijne fobie. Osłabia więc równie ważną, a zapewne dla naszego bezpieczeństwa istotniejszą od zakupów broni spoistość NATO i UE.

Szczyt NATO w Wilnie pokazał prawdę

Zderzeniem z realiami polityki naszych sojuszników, w tym przede wszystkim USA, stał się szczyt NATO w Wilnie 11-12 lipca. Wbrew woli Niemiec i Francji, Turcji i Węgier, a dodatkowo jeszcze po negatywnej reakcji prezydenta Bidena Morawiecki i MSZ, niewątpliwie ze wsparciem Kaczyńskiego, nieskutecznie obstawali przy postulacie jak najszybszego przyjęcia Ukrainy do NATO.

Towarzyszyły temu buńczuczne głosy, postulujące prowadzenie polityki samodzielnej, co oznacza niezależnej od postawy sojuszników, z pomijaniem zasady jednomyślności w NATO. Jeden z wpływowych analityków i doradca kilku prezydentów Francji, François Heisbourg, na jednej z konferencji określił taką postawę jako „geopolitykę zramolałego dziadka" (geopolitique du dada).

W niedawnym artykule „Polska, sojusznik infantylny" prof. Roman Kuźniar zauważył: „Jałowość naszej polityki bezpieczeństwa i postawy w przededniu Wilna powodowała, że polski głos był, zarówno przed szczytem, jak i w jego trakcie, zupełnie niesłyszalny. Rządowi politycy czy eksperci nie byli zapraszani na żadne konferencje, do żadnych dyskusji, jakie toczyły się w tych dniach w różnych miejscach Europy. Uważano, że nic wartościowego nie mają do powiedzenia".

Jest to stwierdzenie prawdziwe. W NATO, w poszczególnych stolicach i w najbardziej miarodajnych mediach odnotowano oczekiwania Polski, Litwy czy Estonii wobec przyszłości Ukrainy, skupiając się jednak głównie na postawie USA, Niemiec i Francji.

Prezydent Francji Emmanuel Macron przychylił się do sugestii kanclerza Olafa Scholza i mimo mroźnych stosunków z Polską zgodził się na spotkanie w formacie weimarskim w lutym i w czerwcu br. Wobec apelu Dudy o przedstawienie bardziej konkretnej perspektywy przystąpienia do NATO wspólnie ogłosili, że „trzeba wysłać Kijowowi bardzo ważny sygnał" i udzielać Ukrainie wszelkiej pomocy. Jak jednak dowiódł szczyt NATO w Wilnie, bez konkretów w najważniejszej dla Ukrainy i Polski sprawie.

Duda i Morawiecki, powołując się na wspólne, z wyjątkiem Węgier, stanowisko państw regionu, co rusz ogłaszali prowadzenie z sukcesem konsultacji z zachodnioeuropejskimi sojusznikami. Nie było jednak wizyt w Warszawie na wysokim szczeblu, choć w miesiącach poprzedzających szczyt w Wilnie odbywały się liczne konsultacje i międzyrządowe konferencje. Tyle że nie uczestniczyli w nich przedstawiciele polskich władz.

Państwa bałtyckie omijają Polskę

Znamienne jest wspólne stanowisko państw nordyckich i bałtyckich. Skoro w wypadku zagrożenia Polska służyć będzie, jak ma to już miejsce wobec Ukrainy, jako naturalne zaplecze strategiczne i logistyczne dla Litwy, Łotwy i Estonii, to dlaczego mimo to ciążą one ku północy, nie starając się pogłębiać stosunków z Polską?

Odnotował to ostatnio były minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, mówiąc w Polsacie: „My nie mamy dużego poparcia w regionie. To było wyraźne w panelu w Bratysławie, gdzie odbywał się GLOBSEC, duża konferencja dotycząca bezpieczeństwa europejskiego. Nam tutaj, niestety, nie udało się do naszych racji przekonać naszych tradycyjnych sojuszników".

Na tej największej w Europie, trzydniowej konferencji, w panelu „Europa Środkowo-Wschodnia w czasie wojny", wystąpił co prawda minister Zbigniew Rau z ministrem spraw zagranicznych Słowacji oraz z byłą prezydent Estonii. Żaden polski polityk, dyplomata lub ekspert nie uczestniczył jednak w jednym z 30 innych paneli poświęconych obronie i odbudowie Ukrainy, warunkom doprowadzenia do pokoju, wzmocnieniu NATO i obecności Sojuszu na wschodniej flance, rozbudowie zdolności obronnych i przemysłu zbrojeniowego w Europie, ocenie sytuacji w Rosji, skuteczności sankcji, rozwojowi UE i przyszłemu jej poszerzaniu, bezpieczeństwu energetycznemu, konsekwencjom zmian klimatycznych, zmianom w gospodarce globalnej, wojnie cybernetycznej oraz przeciwdziałaniu dezinformacji, obronie demokracji i zasad państwa prawa itp., itd. Stanowcze, integrujące i mobilizujące sojuszników wokół zadania pomocy Ukrainie i przeciwstawienia się Rosji przemówienia wygłosili Ursula von der Leyen i sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Głośnym echem odbiło się mocne, proukraińskie przemówienie prezydenta Emmanuela Macrona.

Wpływowy w USA Atlantic Council tradycyjnie od lat dba o obecność przedstawicieli kolejnych polskich władz na swoich konferencjach organizowanych w Warszawie, jak np. podczas majowego Warsaw Week, ale już niekoniecznie za granicą. Przykładem choćby czerwcowe Central and Eastern European Energy Security Conference, na którym w Waszyngtonie wystąpiła np. minister gospodarki Kosowa, ale już nikt z Polski. W sytuacji, w której energetyka odgrywa w naszym regionie tak ważną rolę, i gospodarczą, i w zakresie bezpieczeństwa. Weźmy też pod uwagę, że Atlantic Council jest entuzjastą i promotorem w USA projektu Trójmorza, w którym inwestycje w infrastrukturę energetyczną w regionie mają zasadnicze znaczenie.

Także na ważnym dwudniowym Brussels Forum 2023, organizowanym od lat przez fundację amerykańską German Marshall Fund of the US (GMFUS), nie było w tym roku w maju ani jednego mówcy z Polski.

Podczas innej konferencji bezpieczeństwa, Lennart Meri Conference w Tallinie, obok prezydentów, premierów czy ministrów wielu państw z Polski wystąpili tylko Sławomir Dębski, dyrektor PISM, w panelu poświęconym bezpieczeństwu w północnej Europie, oraz Michał Baranowski, przedstawiciel biura warszawskiego GMFUS, w dyskusji nad perspektywą zakończenia wojny w Ukrainie.

Rząd Polski jest traktowany jak ciało obce w UE i NATO

Znaczące było towarzyszące szczytowi w Wilnie NATO Public Forum. Omawiano na nim tematy podobne do innych, wcześniej opisanych konferencji. Jedną z dyskusji moderowała Katarzyna Pisarska, a jako jedyny Polak wystąpił Sławomir Dębski w panelu pt. „Rozmowa z liderami społeczeństwa obywatelskiego: uwolnienie potencjału Ukrainy". Mniejsza o to, że trudno uznać państwowy PISM i jego dyrektora, zwolennika prowadzonej przez rząd polityki, za przedstawicieli polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Ważniejsze jest, że wśród całej plejady prezydentów, premierów i ministrów licznych krajów nie znalazło się miejsce dla choćby jednego przedstawiciela polskich władz. Na Forum organizowanym oficjalnie przez NATO poświęcono czas na rozmowę z premierem Albanii, ale już nie z Morawieckim czy z Dudą…

Wbrew propagandzie o rosnącym znaczeniu Polska jest w gremiach międzynarodowych nieobecna. Nie dlatego, że nie wzrosło jej znaczenie w polityce bezpieczeństwa, lecz dlatego, że obecne władze są traktowane jako obce ciało ze względu na prowadzoną przez nich politykę – w kraju i za granicą.

Rząd PiS wierzy, iż może wzmacniać bezpieczeństwo Polski poprzez sojusz z USA i w ramach NATO, walcząc jednocześnie z UE. Infantylizm takiego myślenia wynika z tego, że w obu organizacjach uczestniczą w większości te same państwa, których rządy wyciągają własne wnioski z polityki prowadzonej przez Warszawę.

PiS nie rozumie, że dla Waszyngtonu ważna jest nie tylko kasa, ale i wartości demokratyczne

Stanom Zjednoczonym PiS proponuje stosunki transakcyjne: jako dobry, spolegliwy sojusznik zbroimy się, kupujemy za miliardy broń amerykańską, wy zaś nie wtrącajcie się w nasze sprawy wewnętrzne. Reakcje oficjalnego Waszyngtonu są jednoznaczne: wspólne wartości mają znaczenie, gdyż są podstawą zaufania. Francja i Niemcy bywają trudnymi partnerami dla USA, ale w Waszyngtonie uznawane są za szczególnie ważne dla europejskiego bezpieczeństwa, posiadając, odmiennie od Polski, zdolność skupiania wokół siebie innych państw.

Stanom Zjednoczonym PiS proponuje stosunki transakcyjne: jako dobry, spolegliwy sojusznik zbroimy się, kupujemy za miliardy broń amerykańską, wy zaś nie wtrącajcie się w nasze sprawy wewnętrzne. Reakcje oficjalnego Waszyngtonu są jednoznaczne: wspólne wartości mają znaczenie, gdyż są podstawą zaufania. Francja i Niemcy bywają trudnymi partnerami dla USA, ale w Waszyngtonie uznawane są za szczególnie ważne dla europejskiego bezpieczeństwa, posiadając, odmiennie od Polski, zdolność skupiania wokół siebie innych państw.

Gdyby Amerykanom zależało, mogliby wykorzystać swoje wpływy dla zapewnienia obecności przedstawicieli obecnego rządu polskiego w debatach międzynarodowych. Dziwią się, ale z pewnością nie frasują zapowiedzią zakupu np. 500 rakietowych himarsów, gdy USA, z ich globalnym zaangażowaniem, dysponują obecnie 410 wyrzutniami i zamierzają dopiero w ciągu pięciu lat podwoić ich liczbę.

Źródłem izolacji Polski jest konflikt wartości i wynikający z niego brak zaufania do polskiego obozu rządzącego, flirtującego z europejską nacjonalistyczną prawicą, równie antyunijną, co prorosyjską. Nie pomogły też gesty Dudy wobec Pekinu. Poczucie obcości wzmagają tendencje autorytarne – ataki na praworządność i na niezależność wymiaru sprawiedliwość, na media („lex TVN") i opozycję („lex Tusk"), także na mniejszości, w tym na środowiska LGBT+.

Tego rządu, z wyjątkiem Węgier Orbána, który to czyni we własnym interesie, nie popiera żadne państwo w regionie, za którego lidera chce uchodzić Polska, gdyż inni zdecydowanie odrzucają sugerowany wybór między UE i Berlinem a Warszawą. A raczej go dokonują i nie uznają obecnego polskiego rządu za punkt odniesienia dla swoich polityk. Stąd także praktyczny zanik Trójmorza, za którego projekty infrastrukturalne i tak miałaby w ogromnym stopniu płacić UE.

Wyrazem swoistej samoizolacji był dostrzeżony brak Polski wśród państw, które dołączyły do deklaracji gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, ogłoszonej przed szczytem NATO w Wilnie przez Grupę G7 – natychmiast uczyniły to Czechy, Dania, Hiszpania, Holandia, Norwegia i Szwecja. Konflikty z Kijowem na tle importu produktów rolnych i Wołynia okazują się ważniejsze niż przyszłość Ukrainy i bezpieczeństwo Polski.

Politycy, dyplomaci i dziennikarze nieustannie ze sobą rozmawiają i wymieniają się ocenami. Rośnie przekonanie w państwach bałtyckich, także w Kijowie, że obecna polityka Warszawy utrudnia przystąpienie Ukrainy do Unii. Przyglądając się jednak polityce Orbána i PiS, dostrzega się w reszcie Europy niebezpieczeństwo dla zwartości i skuteczności działania Unii po przystąpieniu państw tak potencjalnie niestabilnych i nieprzewidywalnych politycznie, jak duża i straumatyzowana po wojnie Ukraina, Mołdowa czy Serbia.

Nikt nie chce więcej PiS w Europie, poza samymi PiS-owcami, polskimi i zagranicznymi.

 

*)         Eugeniusz Smolar jest analitykiem i członkiem Rady Centrum Stosunków Międzynarodowych, byłym dyrektorem Sekcji Polskiej BBC.

 

8.09.2023

Poland's Anti-EU Stance

 Taking Exception: Poland's Anti-EU Stance. 

Poland may be moving closer to the transatlantic community on Ukraine, but when it comes to the EU, it’s another story. As part of American Purpose’s “Taking Exception” series, Eugeniusz Smolar offers a response to the May 31st article by Dr. Paweł Markiewicz, “The Enemy Next Door.” 

12.07.2023. https://www.americanpurpose.com/articles/taking-exception-polands-anti-eu-stance/

Poland’s future on the ballot in October

Poland’s future on the ballot in October When asked what is at stake in the upcoming Polish parliamentary elections, the answer is simple: t...